2014-05-01

INNE - POLIGON 2014 - prawdopodobnie pierwsza w necie relacja z imprezy


POLIGON 2014  (1-2 MAJ 2014) / MUZEUM LOTNICTWA POLSKIEGO W KRAKOWIE

Pierwsze w 100% bitewniakowe spotkanie zagościło w Krakowie, zasypując (mam nadzieję, że na stałe) wielką imprezową dziurę na południu Polski. Nie było opcji nie wybrać się i nie zobaczyć, więc pojechałem pooglądać, po podglądać, pogadać i może coś pokupować. W dodatku od kilku lat planowałem po prostu zwiedzić Muzeum Lotnictwa, ale jakoś nigdy nie potrafiłem do tego się wystarczająco zmobilizować, jednak połączenie przyjemnego z przyjemnym okazało się argumentem nie do obalenia.

Mimo obecnych utrudnień komunikacyjnych, związanych z remontem linii tramwajowej, wybór miejsca imprezy jest moim zdaniem strzałem w dziesiątkę. Nowoczesny, niedawno wybudowany gmach główny, wraz ze znajdującymi się w nim eksponatami, stworzyły wspaniałą oprawę dla tej de facto militarystycznej imprezy.


WEJŚCIE NA IMPREZĘ

Trochę dziwnie wyglądało moje wejście na imprezę. Czytałem co nieco i wiedziałem, że wjazd na dwa dni kosztuje 25zł i ma formę akredytacji, a na jeden dzień wystarczy kupić zwykły bilet do muzeum za 14zł. Udałem się wiec do kasy i kupiłem bilet. Chcąc wejść na część ekspozycyjną minąłem ochroniarza, ale nikt biletu ode mnie ani nie oczekiwał, ani go nie sprawdzał. Co prawda po prawej stronie siedziało jakichś dwóch gości przy ławce, ale po wieku, ogólnym wyglądzie i koszulkach o tematyce sztuk walki nie wyglądali, że mają cokolwiek wspólnego z imprezą. Nawet nie mieli karteczki z napisem POLIGON na ławce, a jedyny (z tego co potem zauważyłem) stojak z "poligonowym" plakatem (i jego programem) zamiast stać koło nich i informować o imprezie wchodzących do muzeum, stał daleko przy jednym ze stołów i to bokiem. Po wejściu między stoły, zorientowałem się, że wszyscy mają białe identyfikatory z napisem "POLIGON 2014" i nick'ami. Po chwilowej konsternacji wróciłem do wejścia i po zobaczeniu owych magicznych identyfikatorów na ławce zagadałem, czy nie mógłbym dostać identyfikatora, bo przyjechałem na imprezę. Niestety od dwóch bardzo znieczulonych na otoczenie panów usłyszałem, że jak na jeden dzień, to wystarczy bilet i że żadnego identyfikatora nie dostanę. Tłumaczenia, że jednak posiadanie identyfikatora ułatwiłoby nawiązanie kontaktu ze znajomymi z internetu, z którymi znam się jedynie po nick'u nic nie dały. Cóż, w ten sposób na imprezę wszedłem jako zwykły "Apacz" i kilku osobistych znajomości z pewnością nie nawiązałem. Następnym razem organizatorzy powinni pomyśleć o akredytacji na jeden dzień.

BOLT ACTION  (WARCHIMERA)


Pierwszy stół, na który się udałem, to stoisko Warchimery z grą Bolt Action, która dość mocno ostatnio wchodzi nie tylko na polski rynek i w ogóle dynamicznie się rozwija. Dobrym przykładem jest najnowszy model Shermana opracowany z firmą Italeri, który miałem przyjemność oglądnąć (w wypraskach). Na pewno będzie tego więcej. Cieszą blistry. Ogólnie modele ładne, podręczniki kolorowe, ale ta skala... Cóż dla mnie WW2 w skali 28mm to byłaby konieczność robienia kolejnego zestawu makiet, na które po prostu zaczynam nie mieć miejsca. Gra generalnie fajna jako gra "pierwszego wyboru". Ja już wybrałem FOW'a jesli chodzi o WW2, więc raczej na BA się nie zdecyduję, a poza tym skirmish bez walki w zwarciu mieczami i toporami, to dla mnie tak trochę bez sensu. Dzięki za miłą rozmowę.

PMC 2640  (MARCIN GERKOWICZ - AUTOR)


Fajnie, że na imprezę wybrał się Marcin Gerkowicz, gdyż mogłem dowiedzieć się co nieco o jego autorskim systemie PMC 2640. Nie wiem czemu, ale generalnie czyste, bądź post-apo Sci-Fi dziwnie mnie kręci. Chyba przez ileś tam książek przeczytanych w licealnych czasach, minigierkach strategicznych wydanych dawno temu przez Sferę ("W Cieniu Saturna" i inne) oraz "Strefie Śmierci" publikowanej w Magii i Miecz. O tym, że figurki Sci-Fi w skali 10, bądź 15mm mogę być fajne, przekonałem się tak naprawdę dzięki Pietii i jego blogowi, gdzie co jakiś czas publikuje coś ciekawego w tym temacie. Gra wydaje się ciekawa i dopracowana, posiada wydany po angielsku drukowany podręcznik, który można kupić na stronie Assault Publishing. Figurki Oddziału Ósmego, są naprawdę bardzo ładne i całość wygląda bardzo atrakcyjnie. Ciekawa sprawa warta rozważania. Dziękuję autorowi oraz Sarmorowi za rozmowę, przepraszam panią, która próbowała się nauczyć grać, gdyż trochę z pewnością jej poprzeszkadzałem.

GODSLAYER / X-WING  (CUBE)

Stoisko firmy Cube, która od niedawna ma sklep także w Krakowie (niestety dla mnie to drugi koniec miasta) prezentowało w zasadzie jedynie dwie gry - Godslayer i X-Wing. O drugiej się nie wypowiadam, gdyż po prostu nie spłynęła na mnie łaska/dar lubienia, rozumienia, podniecania się Gwiezdnymi Wojnami. Pierwsza natomiast zrobiła na mnie wielkie wrażenie i było to w zasadzie pierwsze wrażenie, gdyż po prostu o tej grze do tej pory nie słyszałem.

Godslayer, to shirmish w którym sześć frakcji walczy ze sobą. Każda z frakcji posiada trzy podfrakcje, a kluczowe znaczenie mają liderzy i ich zdolności specjalne. Generalnie jest to mieszanka fantastyczno-historyczna oparta o naprawdę bardzo ładne i szczegółowe metalowe figurki. W dodatku nie jest bardzo droga, gdyż podręcznik (pięknie wydany) składający się z dwóch części - rulebooka i fluffbooka kosztuje 120zł, a box stratowy 160. Wg informacji od chłopaków ze stoiska za około 500zł można już naprawdę fajnie pograć. Figurki frakcji rzymianocośtam cholernie mi się spodobały (producent jest włoski). W ogóle wybór modeli jest bardzo duży, a rozgrywka wygląda na przyjemną i szybką. Całość wygląda bardzo apetycznie, z pewnością będę śledził losy tego ciekawego skirmisha.


BATTLEGROUP KURSK / FORCE ON FORCE (FANS)

Silna ekipa skupiona wokół bloga Codename: Wargaming! prezentowała grę Battlegroup Kursk (w większym stopniu) i Force on Force (w mniejszym). W oczy rzucała się przede wszystkim bardzo ładna, duża makieta do Kurska. Piaskowe drogi to naprawdę fajny i ładnie wyglądający pomysł, ale wymaga pewnej odwagi (albo dobrego odkurzacza). Modele porządnie pomalowane, całość ciekawa, ale dla mnie niestety to kolejny system WW2 w kolejnej skali, więc traktuję go jako ciekawostkę (podobno można grać także figurkami w skali 15mm). Chłopaki popełnili przed kamerą prezentacje obu systemów, więc pewnie za niedługo (na youtube?) będzie można je zobaczyć. Co do prezentacji Force on Force, to polityczna poprawność wymaga raczej przedstawiania przeciwników jako: terrorystów, rebeliantów, separatystów (ostatnio modne), a nie jako arabów, bądź murzynów, ale co tam :).


NEWBURY RULES / BOGOWIE WOJNY / QR MINIATURES / SYSTEM AUTORSKI BEZ NAZWY

"Klasyczne" systemy historyczne to nie jest obszar moich zainteresowań, no może oprócz jakichś cieplejszych uczuć płynących od czasu do czasu w stronę OiM (zwłaszcza przy okazji dostępności jakiegoś fajnego podjazdu historycznego, zachęcającego do wejścia w ten system). Tak więc obecność systemu "napoleońskiego" jedynie zarejestrowałem, z ciekawością natomiast pokręciłem się koło stoiska QR Miniatures, które było raczej stołem pokazowym, a nie stricte stoiskiem sprzedażowym. Fragment wywiad udzielonego przed kamerą, pozwolił zapoznać się z najbliższymi planami firmy - wydaniem figurek z Powstania Kościuszkowskiego spowodowanym zainteresowaniem graczy z USA oraz wydaniem Mongołów pod kątem bitwy pod Legnicą, a także nawiązaniem współpracy z jakąś firmą z Antypodów. Ciekawostką pozostanie dla mnie drugowojenny stół, na którym rozgrywała się bitwa wg zasad autorskiego systemu. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- Jaki to system/gra?
- Autorski.
- Ale ma jakąś nazwą?
- Nie.
- A stronę internetową?
- Nie.
- A podręcznik?
-... (w tym momencie dostałem wydruk zasad z nie jedną poprawką naniesioną długopisem).

Cóż, autor na imprezę przyjechał po prostu pracować, a nie promować...


FLAMES OF WAR / DEADZONE  (VANAHEIM / THE NODE)

Vanaheim nie wystawił stoiska, ale zajął się częścią turniejową, ponadto prowadził naukę gry w WFB. Silvar z The Node prowadził naukę gry w Deadzone, którą m.in. można było kupić na stoisku sklepu mgła.pl z Jaworzna.


Mimo, że Flamesów miało na Poligonie nie być, to jednak krakowskie środowisko FOW'a się zmobilizowało i w ramach obecności na imprezie Vanaheima, w którym się spotykają, wystawili stół i prowadzili naukę gry. Grę dobrze promowała porządnie pomalowana "maczkowa" dywizja. Cieszę się, gdyż w końcu udało mi się nawiązać osobisty kontakt z graczami z Krakowa i choć warunki lokalowe w Vanaheimie nie są zbyt różowe, to liczę raz na czas na wspólne granie (gdy w końcu ten temat u mnie uczciwie ruszy), ale przede wszystkim na krakowskie turnieje w przyszłości. Domki Auhagena w skali H0/TT znalazły się podobno na makiecie całkiem przypadkowo i były uważane za za duże. Miło było wytłumaczyć, że są jak najbardziej na miejscu i w sam raz :). Jak widać nieotwierane dachy to nie jest problem.


TURNIEJE:  WH40K, WARMACHINE

Turniej czterdziestki takie jak zawsze - na stołach setki figurek i setki kostek :D. Generalnie coraz więcej dużych modeli na stołach. Sala ma spory potencjał - można w niej zmieścić naprawdę dużo stołów.


Równolegle kilka stołów było okupowanych przez graczy Warmachiny. Jednym z nich okazał się Yaro - znajomy z krakowskich turniejów Warzone sprzed 8-9 lat. Powiedział, że może da się namówić na grę na jesieni pożyczoną armią na "naszym" (pawie) corocznym warzonowym turnieju (o ile uda się go w tym roku zrobić).

EKSPOZYCJA MUZEALNA

Skoro kupiłem bilet do muzeum, to wybrałem się je zwiedzić, zresztą nie sam, gdyż na imprezę wpadł będący przejazdem (długi weekend) Sander, więc przy okazji była chwila, by pogadać. Jak widać poniżej, w muzeum jest kilka rodzynków z czasów WW2. Co do całokształtu ekspozycji, zwłaszcza tej zimnowojennej, to jednak myślałem, że jest w lepszym stanie. Niestety sporo eksponatów jest po prostu zaniedbanych - brakuje części, elementów poszycia, schodzi stara wyblakła farba - przez to wyglądają niestety jak złom, a nie eksponaty muzealne. Zwiedzających było całkiem sporo, jednak nie aż tak by przeszkadzali (moim zdaniem), poza tym część turniejowa odbywała się na piętrze.


PODSUMOWANIE

Jestem bardzo zadowolony, że się wybrałem, choć byłem jedynie obserwatorem, a nie czynnym uczestnikiem. Zobaczyłem kilka ciekawych rzeczy, odbyłem kilka fajnych rozmów, poznałem kilka osób, nic nie kupiłem. Na drugie dzień się nie wybieram (pewnie będzie on wyglądał identycznie jak pierwszy). Zresztą wszystko toczyło się w spokojnym tempie, gdyż nie było jakiegoś sztywnego programu z rozpiską godzinową (eventów jako takich chyba nie było w ogóle). Może właśnie brakło trochę takiej animacji imprezy, orga z przysłowiowym megafonem, który informowałby że coś właśnie się zaczyna się dziać, albo że zapraszamy na to, czy owo. Na dobrą sprawę do tej pory nie mogę zrozumieć funkcji tych dwóch panów przy ławce, trochę brakło stanowiska organizacyjno-informacyjnego z prawdziwego zdarzenia i informacji dla wchodzących do muzeum, co to w ogóle za impreza. Na przyszłość warto pomyśleć o części modelarsko-warsztatowej i ściągnięciu choćby jednego stoiska z chemią. Nie powinno być to wielkim problemem, gdyż jest w Krakowie kilka sklepów z tym co nam potrzeba. Miejsce świetne i właśnie takie opinie słyszałem przemieszczając się pomiędzy różnymi stołami i stoiskami. Klimat Muzeum Lotnictwa jest naprawdę niepowtarzalny, a takie rzeczy jak sąsiedztwo stoiska z drugowojennym bitewniakiem z oryginalnym Spitfire'em - bezcenne. Decyzję organizatorów o wyniesieniu się ponad karcianki i planszówki uważam za słuszną i podpisuję się pod nią obiema rękami, zresztą planszówki i karcianki po prostu kalały by to wyjątkowe miejsce. Życzę sobie i innym POLIGONU 2015 już za rok!


Prosimy o przesłanie informacji na nasz adres mailowy, jeżeli ktoś nie życzy sobie, aby jego zdjęcie było zamieszczone na naszym blogu. Po otrzymaniu informacji wizerunek zostanie usunięty.

2014-04-27

INNE - Replika Pantery w Skwierzynie


Czołg Pantera szykuje się do bitwy


W czasie kolejnej podróży do Świnoujścia na pewną strategiczną dla bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju budowę, na którą jeżdżę co jakiś czas od około dwóch lat na tygodniowe "turnusy" (a od niedawna samochodem) w miejscowości Skwierzyna w Lubuskiem minąłem coś, co przypominało prywatne muzeum sprzętu wojskowego. Zaraz przy drodze i to przy samej siatce stała Pantera! Oczywiście nie mogłem się nie zatrzymać i nie podejść, by zobaczyć ją z bliska. Mimo, że z samochodu wydawała się zadziwiająco mała, to jednak po zbliżeniu się do niej wrażenie to zniknęło, aczkolwiek zawsze byłem przekonany, że jest jednak większa. Pozwalając sobie na chwilę kontemplacji oraz pstryknięcie kilku fotek, ruszyłem w dalszą drogę.

Zaintrygowany odkryciem, sprawdziłem w internecie dostępne informacje. Okazało się, że czołg jest repliką Pantery zbudowaną na podwoziu T-55, w związku z czym pojazd nie ma charakterystycznych zazębiających się kół (co od razu wychwyciłem, bo przede wszystkim tego szczegółu szukałem), a także napędu z przodu, tylko z tyłu. Docenić za to należy naprawdę ładnie odwzorowaną górę, pokrytą zimmeritem, w której skład wchodzi podobno około 10% oryginalnych części. Doskwiera moim zdaniem brak jakiegoś ciekawego kamuflażu. Pojazd bierze czynny udział w rekonstrukcjach w ramach corocznej imprezy MASH w Skwierzynie. Mimo, że jest to jedynie replika, to jednak bezpośredni z nią kontakt był fajnym przeżyciem. Pozostaje na koniec zapytać, jak się mają gabaryty tej repliki do oryginału i czy moje pierwsze wrażenie niewielkich jej wymiarów nie jest mylne. Co do zdjęcia, to otoczenie było nieciekawe, więc wyciąłem sam czołg. Więcej fotek można znaleźć w linku powyżej, a poniżej filmik z tą repliką Pantery w ruchu:


Ciekawą historię o wywiezieniu do USA wydobytej w Polsce Pantery (i być może dzięki temu przywróceniu jej sprawności za 2mln dolarów) można przeczytać tutaj:

Na tropie pantery

Niezwykła historia czołgu (więcej zdjęć)

2014-04-24

WARSZTAT - Podstawka malarska (DIY)


Ogromna ilość czekających na pomalowanie 15-milimetrowych figurek do Flames of War, zmusiła mnie do poszukania jakiegoś wygodnego rozwiązania, które ułatwiłoby mi to przedsięwzięcie. Podpatrzone w internecie pomysły generalnie nie przypadły mi do gustu. Dość popularne przyklejanie kilku modeli do drewnianych, "laryngologicznych" szpatułek może i ułatwia nanoszenie podkładu aerografem, ale nie daje swobodnego dostępu pędzla do figurki i raczej nie jest wygodne zarówno pod kątem trzymania w ręce, jak i operowania całością w trakcie malowania, a nawet prozaicznego podnoszenia ze stołu.

Zdecydowałem się na prostą koncepcję, polegającą na zastosowaniu gwoździ, do których mocowane będą figurki oraz podstawki z otworami. Malowanie "na gwoździu" ma w zasadzie same plusy. Jeśli jest on odpowiednio długi, można wygodnie trzymać go w ręce, pochylać oraz swobodnie nim kręcić (a zarazem całą figurką), a przede wszystkim nic nie wadzi w trakcie malowania pędzlem - mamy pełne 360 stopni swobodnego dostępu do modelu.


Pomysł miałem już jakiś czas w głowie, ale projekt ruszył dopiero wtedy gdy przypadkiem w markecie (wcale nie budowlanym) trafiłem na gwoździe idealne. Po pierwsze mają gładkie łebki (co ułatwi przyklejanie modeli), po drugie są chromowane (raczej zdrowsze w kontakcie ze skórą niż ocynkowane lub surowe i nie mają charakterystycznego "metalicznego" zapachu), po trzecie są skręcone (lepiej się je czuje i kręci nimi w ręce). Zdecydowałem się na dwie długości, bo nie wiedziałem która będzie lapsza: 80 i 100mm; średnica to 4mm. Okazało się, że obie są odpowiednie do trzymania w ręce, a dodatkowy plus jest taki, że z tyłu stojaka można umieszczać figurki na dłuższych gwoździach, a z przodu na krótszych, co jest bardzo wygodne.

Jeśli chodzi o podstawkę, to oczywistym materiałem na nią jest drewno. Ważne wydało mi się, aby było ono twarde, spoiste oraz jak najcięższe, do tego proste (wiadomo) i suche, by się nie wypaczyło z czasem oraz oczywiście heblowane. Skąd takie wziąć? Sprawa jest prosta, wystarczy poszukać gotowych progów drzwiowych, które wykonywane są z różnych gatunków drewna i na różną długość. Bez problemu można je kupić w każdym markecie budowlanym. Ja zdecydowałem się na jesion, bo dębowe były wykonane z klejonki (bez sensu), a bukowe wszystkie były krzywe (łukowate). Wybrałem jak najgrubszy (27mm) metrowy próg o szerokości 80mm, oczywiście upewniając się, że na pewno jest idealnie prosty (by dobrze leżał na stole). Były też progi o szerokości 100mm, ale uznałem, że dla swobodnego korzystania z podstawki ważniejsza jest jej szerokość, a nie głębokość. Zaokrąglone wykończenie jednej krawędzi bardzo poprawia estetykę.


Za próg zapłaciłem 28zł, a za gwoździe 7zł, czyli całość kosztowała mnie 35zł. Po przecięciu na cztery równe części otrzymałem 25-centymetrowe kawałki, które razem z gwoźdźmi stworzą podstawki malarskie za śmieszną cenę ~9zł/szt. Oczywiście jeśli ktoś ma starą, odpowiednio grubą deską oraz gwoździe, to koszty przedsięwzięcia spadają do zera.


Deskę pociąłem ręczną piłą tarczową SKIL 5840 (tarcza 140mm), którą kupiłem specjalnie by w przyszłości przerobić ją na modelarską piłę stołową w ramach projektu "Modelarska Piła Stołowa", który oczywiście zrelacjonuję na blogu (brak piły umożliwiającej swobodne i precyzyjne cięcie paneli podłogowych i blokuje projekt "Podziemia" w skali 28mm). Na piłę założyłem na próbę tarczę BOSCH z serii 'Special' do gładkiego cięcia różnego rodzaju płyt wiórowych, a także metali nieżelaznych (np. profili aluminiowych!) - jak widać, przecięła twardy jesion bardzo czysto. Ciąłem wzdłuż przymocowanej ściskami prowadnicy, za którą posłużył kątownik, więc udało się uzyskać kąt 90 stopni. Oczywiście deskę można pociąć czymkolwiek; gdybym nie miał tej piły to pewnie męczyłbym się brzeszczotem do metalu, by uzyskać gładką powierzchnię i użyłbym tzw. korytka do cięcia (ale akurat takiego szerokiego nie mam). Powierzchnie wygładziłem szlifierką oscylacyjną Proxxona na 12V z założonym papierem 320 oraz ręcznie papierem 1000; wszystkie krawędzie zaokrągliłem.


Siatkę otworów rozrysowałem na papierze. Jest to oczywiście wygodniejsze niż robienie tego bezpośrednio na każdej z czterech desek oraz nie zostawia żadnych śladów ołówka, ponadto zapewnia powtarzalność. Kartkę mocowałem każdorazowo gumką, by się nie przesuwała. Jako punktaka użyłem rysika ślusarskiego z końcówką z węglika, który dobrze w tej roli się sprawdził. Do tego celu można użyć zwykłego gwoździa, ale lepszy będzie utwardzony wkręt do drewna lub czarny do płyt GK.


Otwory można wiercić oczywiście ręcznie, ale trzeba się starać by był jak najbardziej prostopadłe do powierzchni podstawki. W przeciwnym razie gwoździe będą stały krzywo i będzie to wyglądać nieestetycznie. Ja użyłem stojaka wiertarskiego w komplecie z muliszlifierką Proxxon 12V, która nie jest zbyt mocna i trochę się namęczyła wiercąc w twardym drewnie. Dzięki zastosowaniu stojaka mogłem nastawić głębokość wiercenia oraz użyć prowadnicy, dzięki czemu odległości otworów od tylej krawędzi są równe. Największe wiertło jakie mogę zamocować w multiszlifierce to 3mm, więc konieczne było rozwiercenie otworów na 4mm, do czego użyłem wkrętarki, która jest lżejsza i mniejsza niż wiertarka, przez co łatwiej się nią operuję i kontroluje głębokość wiercenia, do tego ręka się tak nie męczy. Krawędzie otworów fazowałem frezem o średnicy 10mm zarówno przed rozwierceniem (aby wiertło pogłębiło otwór centrycznie i nie uszkodziło sąsiedniej powierzchni, szczerbiąc drewno) jak i po - w celu ładnego wykończenia. W całej operacji najważniejsze było aby się nie przewiercić na wylot, dlatego na wiertłach zaznaczyłem cienkim markerem bezpieczną głębokość.


W trakcie realizacji (gdzieś na etapie rysowania siatki otworów) doszedłem do wniosku, że przecież podstawki wcale nie muszą służyć tylko do malowania małych figurek, ale także np. czołgów lub nawet figurek 28mm (choć w tej kategorii jednak rządzą korki winiarskie). Poza tym ilość otworów jakie w nich wykonałem jest zdecydowanie większa niż wygodna w obsłudze ilość figurek, które mogą być w niej umieszczone. Ta ilość raczej ma zapewnić sporą swobodę w rozmieszczaniu i łatwość wyjmowania gwoździ. Zdecydowałem w każdej podstawce powiększyć 5 otworów do rozmiaru 6mm, aby móc umieszczać w nich śruby M6, na których będzie można zamocować coś większego. Właściwy rozmiar to "rozwiercone 6mm", bo zastosowanie wiertła 6,5mm spowodowałoby już dość spore chwianie się śrub w otworach (zwłaszcza długich).


Powyżej pierwsze przymiarki z gwoździem i śrubą oraz zdjęcie przedstawiające piękne usłojenie jesionowej deski, a także równe rzędy otworów.


Podstawki po ponownym ręcznym przeszlifowaniu papierem 1000, a potem 2500, pomalowałem jedną warstwą satynowej lakierobejcy w kolorze orzecha (niestety rozpuszczalnikową, więc na razie podstawki mocno śmierdzą). Po wyschnięciu lakierobejcy ponownie użyłem papieru 2500. By jakiś element pomalować od razu w całości użyłem mojej drugiej metody - podkładek w postaci kulek z folii aluminiowej (pierwsza to wbicie małego gwoździa i podwieszenie elementu). Drewno jest twarde i słabo chłonie, więc maluje się je poprzez maksymalne rozcieranie dość sztywnym pędzlem małych ilości lakieru. Podstawek nie trzeba malować, jednak surowe drewno ma tendencję do brudzenia i wolałem je jednak zabezpieczyć.

Ponieważ górna powierzchnia wyglądała dość mdło, postanowiłem większe otwory zaakcentować czerwonym kolorem. Jest to zwykła czerwona farba akrylowa od Army Paintera, którą aplikowałem patyczkiem do uszu. Poza tym kolor to także informacja wizualna - informuje gdzie są większe otwory. Podstawki mogą w przyszłości nie raz pojawić się na zdjęciach, więc nakleiłem na nie logo bloga. Jest to wydruk z drukarki laserowej 1200dpi na papierze-naklejce. Krawędzie zostały zaczernione markerem, a całość po przyklejeniu i mocnym dociśnięciu została zabezpieczona dwoma warstwami matowego lakieru bezbarwnego. Poniżej gotowa podstawka malarska z figurkami do FOW, zamocowanymi Patafixem na gwoździach.


Jestem bardzo zadowolony z rezultatu, bo całość wygląda bardzo estetycznie, a przede wszystkim jest bardzo funkcjonalna. Gwoździe wchodzą w otwory bez większego oporu, ale na tyle głęboko, że się nie chwieją. Można je swobodnie rozmieszczać, bo otworów jest dużo. Bardzo łatwo sięgnąć po figurkę, którą chcemy akurat wyciągnąć. Jeśli Patafix okaże się zbyt słaby, to użycie piankowej taśmy montażowej rozwiąże problem (testowane na czołgach). Co prawda podstawka powstała raczej z myślą o odkładaniu indywidualnie malowanych modeli, ale równie dobrze można modele w niej umieszczone zapodkładować aerografem.

Poniżej przykład czołgu zamocowanego na śrubie o długości 100mm. Dużą powierzchnię mocowania można uzyskać po zeszlifowaniu główki tzw. śruby zamkowej. Naklejka z logo bloga cieszy oko :).


Jeśli chodzi o ewentualne ulepszenia, to można rozważyć podklejenie od spodu czterech gumowych, bądź sylikonowych nóżek. Podstawka jest dość ciężka, bo waży 300 gramów i specjalnie się nie przesuwa, ale nóżki sprawiłyby, że nawet by nie drgnęła na stole. Można ewentualnie podkleić ją na całej powierzchni cienkim filcem. Można także wywiercić od boku otwory i umieścić w nich walcowe magnesy neodymowe, wtedy kilka podstawek nie rozsuwałoby się tylko tworzyło jedną długą.

2014-04-22

INNE - Sklep AGTOM w Krakowie (i w internecie)

Po realizacji dwóch dość sporych zamówień z kategorii farby/chemia w internetowym sklepie agtom.eu, w końcu postanowiłem wybrać się osobiście do sklepu stacjonarnego. Choć wyprawa po pracy w okolice Nowej Huty oznaczała dla mnie późny powrót do domu (mieszkam poza Krakowem), to jednak powiększenie oferty o produkty firmy Ammo of Mig Jimenez działało silniej niż magnes, a chyba najniższe obecnie ceny w Polsce sprawiły, że do domu nie wróciłem z pustymi rękami :) (choć faktycznie późno).


Internetowy Sklep Modelarski  AGTOM


Mimo że sklep znajduje się na obrzeżach Krakowa, to dojazd komunikacją miejską okazał się bezproblemowy, a odległość od przystanku położonego na tej samej ulicy niewielka. Sklep współtworzy minialejkę handlową, znajdując się na parterze jednego z połączonych ze sobą niewysokich budynków, charakterystycznych dla niskiej zabudowy willowych osiedli otaczających znaną w całej Polsce dzielnicę Krakowa.

Niepozorna z zewnątrz witryna kryje całkiem spory lokal o niespodziewanie dużej ilości regałów i witryn, obładowanych ogromną ilością towaru w postaci modeli samochodów (to chyba specjalizacja sklepu), modeli plastikowych, modeli RC, materiałów modelarskich i oczywiście najbardziej interesujących mnie farb oraz chemii. Wszystkiego jest naprawdę sporo, zresztą zobaczcie sami*:


Jak widać, farby i chemia to mocna strona sklepu. Jest przede wszystkim Vallejo (główny przedmiot moich dwóch internetowych zamówień), Citadel, Tamiya, Ammo of Mig Jimenez, spray'e Army Painter'a, a także produkty firm Microscale, Mr.Hobby, Humbrol, Wamod. W ofercie znajdują się również ciekawsze produkty innych producentów, nawet "artystycznych" oraz sporo różnych klejów, a także posypek (Citadel, AP, "kolejowy" Noch). Oprócz dużego wyboru, wielkim plusem są atrakcyjne na chwilę obecną ceny. Pojedyncze farby Vallejo kosztują 8zł (wszystkie palety), ceny zestawów tematycznych również kształtują się przyzwoicie, ale najlepiej prezentują się ceny produktów Ammo, które wynoszą 16zł za standardowy słoiczek i są to aktualnie najniższe ceny w Polsce, jak chwali się na swoim profilu facebook'owym sklep. Szkoda jedynie, że nie są dostępne (choćby na zamówienie) pojedyncze farby z palety Ammo (bodajże aż pięć odcieni Olive Drab!). Warto dodać, że do końca kwietnia lajkując profil sklepu na FB, można uzyskać rabat 5% na wszystkie zamówienia.


Generalnie widać, że chemia jest kupowana, bo sporo artykułów zmienia często status dostępności. Niestety w przypadku braku na stanie status nie zmienia się na "Dostępny na zamówienie 7-14 dni", tylko na "Niedostępny", co uniemożliwia wrzucenie do koszyka produktów będących tak naprawdę w stałej ofercie (Vallejo, Ammo). Wiem po sobie, że cena produktów na równi z dostępnością lub chociażby z możliwością złożenia kompletnego zamówienia (na które nawet trzeba będzie chwilę poczekać), często decyduje o sklepie internetowym, w którym je składam. Myślę, że nie tylko ja robię zakupy w cyklu "od pensji do pensji" (choć inną sprawą jest ile na hobby przeznaczam...) i jeszcze długo dobra cena będzie brała górę nad szybkością dostawy. Jeśli ta funkcjonalność sklepu zostanie poprawiona, to przy obecnych cenach agtom.eu będzie dla mnie sklepem idealnym.

Co do pozostałego asortymentu, to widać coraz większe zainteresowanie bitewniakami, na razie przejawiające się ofertą produktów GW, w cenach niższych niż krakowski Vanaheim (White Dwarf Weekly - 8,5zł - w tej cenie to można rozważyć zakup :), Warhammer Visions - 28zł, polskie kodeksy od 99zł, figurki też taniej). Pojawiają się nawet produkty niszowe, jak oferta blisko 30 modeli hiszpańskiej firmy Tale of War Miniatures. Do tego także narzędzia, aerografy, pędzle (dobra promocja na Citadel Large Drybrush - tylko 15,90zł).


W czasie rozmowy próbowałem namówić właściciela do wystawienia stoiska na zbliżającym się krakowskim konwencie POLIGON, na który sam planuję zaglądnąć 1 maja. Jednak z racji tego, że będzie to pierwsza edycja imprezy, trudno jest przewidzieć zarówno frekwencję jak i warunki lokalowe oraz całą resztę. Ponieważ wyobrażam sobie jaki to musi być logistyczny koszmar, nie dziwię się ostrożnemu podejściu do tematu, choć zainteresowanie w postaci chęci odwiedzenia imprezy chyba zaszczepiłem :). Zresztą nawet sponsor imprezy - Vanaheim - nie wie czy wystawi stoisko (wg rozmowy sprzed dwóch tygodni z pracownikiem sklepu).

Polecam krakowski sklep Agtom z uwagi na atrakcyjne ceny, szeroki asortyment i sprawną obsługę (oba moje dość obszerne zamówienia internetowe zostały zrealizowane bez żadnych problemów). Sklep prowadzi także sprzedaż na Allegro (agtom_eu), ale z wiadomych powodów ceny są tam wyższe.

AMMO OF MIG JIMENEZ - Produkty do amerykańskiej pancerki

Ammo, podobnie jak AK-47 (w szczegóły nie wnikam), to marki znane ze specjalistycznych produktów do konkretnych zastosowań. Od dawna planowałem zakup kilku "gotowców" pod kątem amerykańskiej pancerki, ale szczerze mówiąc nie miałem na ten zakup pomysłu. Z pomocą przyszedł mi producent, kompletując zestaw tematyczny 'U.S. Green Tanks - Starter Set'.


W skład zestawu wchodzą: farba akrylowa 'Olive Drab Base' (jeden z bodajże pięciu odcieni Olive Drab w palecie Ammo), efekt 'Dark Streaking Grime' (na który i tak miałem wielką chrapkę nie tylko do pancerki, ale także elementów terenu, architektury, etc.) oraz rozpuszczalnikowy 'Dark Brown Wash for Green Vehicles'. Zestaw skromny, ale wartościowy przede wszystkim dzięki efektowi 'Streaking'. Do tego kupiłem dwa efekty: 'Light Dust' i 'Earth', które najprawdopodobniej są po prostu zawiesiną pigmentów w binderze, ale tak to właśnie jest z produktami dla leniwych - tanie nie są, chociaż po cenach w jakich oferuje je sklep Agtom, są zdecydowanie bardziej przystępne - za zestaw zapłaciłem 42zł, a za efekty 16zł/szt.. Co to wszystko jest warte, to dopiero jak zwykle wyjdzie "w praniu".


*) Zdjęcia zapożyczone z facebook'owego profilu sklepu - sam zresztą nie zrobiłbym lepszych. Poza tym w ogóle o tym nie pomyślałem przytłoczony chyba taką ilością mieniącego się przed oczami wszelakiego modelarskiego dobra :).

2014-04-11

WARSZTAT - Pojemnik do mycia pędzli DALER-ROWNEY Brush Tub


W tematyce pojemników do mycia pędzli nie spodziewałem się żadnej niespodzianki, jednak produkt na który trafiłem wpisując w wyszukiwarkę Allegro "pojemnik do mycia pędzli" tak bardzo przypadł mi do gustu, że od razu go kupiłem. Co ciekawe przeglądając od dość dawna oferty sklepów internetowych dla plastyków, nigdy na niego nie trafiłem. Producent też niespecjalnie w Polsce popularny, choć jak się okazuje angielski i to z dość długą historią, co akurat nie przeszkodziło powstać pojemnikowi w Chinach.

DALER-ROWNEY Brush Tub

Pojemnik wykonany jest z białego, twardego plastiku. Opakowany jest w folię, a na kolorowej "obwolucie" znają się napisy w kilku zachodnioeuropejskich językach opisujące cechy produktu:
  • stopniowane żeberka na dnie (największej) komory dla dokładnego i łatwego czyszczenia pędzli
  • dwie komory (raczej dwie sekcje, gdyż komory są moim zdaniem trzy)
  • (trzy) miejsca dla pędzli umożliwiające ich moczenie bez uszkadzania włosia
  • otwory na obrzeżach do wygodnego trzymania pędzli w trakcie jak i po malowaniu
  • odpowiedni dla różnych rozmiarów pędzli
  • nadaje się do mycia w zmywarce
  • do stosowania wyłącznie z farbami wodorozcieńczalnymi


Oprócz tego co zachwala producent, trzeba jeszcze wspomnieć o możliwości łatwego przenoszenia dzięki uchwytowi (jak w wiaderku), ale raczej bez pędzli (blokują podniesienie uchwytu, wypadają przy podnoszeniu pojemnika). Warto także docenić pokrywkę, która oprócz swojej podstawowej funkcji, może pełnić rolę skromnej palety. Pojemnik jest dość spory (16x16x9cm).


Żeberka na dnie faktycznie ułatwiają czyszczenie, a przeciąganie po nich pędzla w kierunku "z włosem" nie niszczy go zbytnio. Pojemnik posiada dwie sekcje, ale w sumie trzy komory. Oprócz największej (z żeberkami), gdzie odbywa się wstępne mycie pędzla, mamy także do dyspozycji dwie mniejsze, w których pędzle mogą się wygodnie i bezpiecznie dla włosia moczyć po umieszczeniu w przeznaczonych dla nich "gniazdach". Dwa skierowane są w stronę jednej komory, jedno w stronę drugiej. Komory są rozdzielone, dzięki czemu w jednej możemy mieć zwykłą wodę, a w drugiej np. izopropanol. Co do samych "gniazd" to sprawdzają się one dobrze jedynie w przypadku pędzli z grubym trzonkiem (np. Citadel Large Brush, trójkątne AP, niektóre Kolibri - np. seria 888, i inne podobnej grubości), nie da się ich natomiast używać w przypadku pędzli z cienkim trzonkiem.

Otwory znajdujące się na obrzeżu pojemnika są bardzo funkcjonalne. Oprócz tego, że są wygodne, bo pozwalają trzymać aktualnie używane pędzle pod ręką, to nie pozwalają zapomnieć o konieczności ich solidnego czyszczenia i ewentualnej konserwacji po zakończeniu malowania, bo wiemy które były w użyciu (w przeciwieństwie do odkładania pędzli w czasie malowania do zbiorczego/głównego stojaka).


UWAGI

Do poprawy z całą pewnością są otwory na pędzle. W przypadku  korzystania z pędzli z cienkim trzonkiem nie ma z nimi żadnego problemu, jednak grube pędzle mieszczą się w co najwyżej dwóch największych otworach. Mniejsze otwory trzeba rozwiercić i ewentualnie wkleić/wcisnąć odpowiedniej średnicy plastikowe bądź aluminiowe rurki, aby pędzle stały pionowo. Można także rozważyć wykonanie na którejś ze ścianek wewnętrznych pionowych gniazd do namaczania pędzli o cienkim trzonku, lub np. wstawienie odpowiedniej sprężyny między ścianką, a główną przegrodą, która powinna się dobrze sprawdzić (o ile nie będzie rdzewieć). Można ewentualnie zwęzić któreś z trzech gniazd poprzez np. wklejenie pasków plastiku, w celu przystosowania go do cieńszych pędzli. Żeberka na dnie komory mogłyby opadać w drugą stronę, ale z tym niestety nie da się już nic zrobić.

PODSUMOWANIE

Pojemnik naprawdę zaskakuje funkcjonalnością. Pewne rzeczy wydają się niby oczywiste, ale ktoś to wszystko bardzo fajnie przemyślał i w końcu zebrał do kupy. Wymaga pewnych poprawek, ale i tak go polecam.

GDZIE KUPIĆ?

Ja swój egzemplarz kupiłem za 34,50zł (24,50+11zł przesyłka) na stornie artykulydlaplastykow.pl, ale można go także zwykle znaleźć na Allego. Co ciekawe taki sam pojemnik pod marką Royal & Langenickel (na zdjęciu wygląda na zrobiony z innego plastiku, wg opisu można w nim używać terpentyny) można kupić za 33,70 (22,70+11zł przesyłka) tutaj, a pod marką UART za 25,90zł (12,90+13zł przesyłka) tutaj.