ASPEKTY BITEWNIAKOWEGO HOBBY
Bitewniakowe hobby zawsze dzieliłem na pięć, ściśle związanych z daną grą, kategorii: zbieranie, malowanie, dłubanie, granie i wczuwanie (się). Być mistrzem we wszystkich, to byłoby coś, jednak to raczej duża rzadkość. Ja akurat jestem dobrym zbieraczem, granie nie zawsze robi mi dobrze, z prawdziwym malowaniem cały czas nie mogę ruszyć, za to lubię sobie podłubać i powczuwać się. Z jednej strony nie jest dobrze być sędzią we własnej sprawie, ale każdy chyba wie najlepiej, jak w jego przypadku taki "rachunek sumienia" wygląda bez samodecepcji*.
Jeśli chodzi o zbieranie, to sprawa jest prosta: wyłóż kasę, kup, postaw na półkę/wrzuć do pudełka/schowaj przed żoną i już masz. Z malowaniem też jest dość prosto: kup farbki, znajdź czas na pomalowanie tak jak potrafisz i gotowe. Dłubanie - piękna sprawa - konwersje, makiety, etc. (temat rzeka, mój ulubiony). Z graniem jest trochę gorzej: zrób rozpiskę, znajdź czas, znajdź miejsce, znajdź przeciwnika i graj (gorzej, bo samemu sobie człowiek nie pogra, a zbierać, malować i dłubać można i w pustelni). Wczuwanie - również nieprosty temat, bo dla jednych jest bardzo ważne (o ile nie najważniejsze), to dla innych może być całkowicie bez znaczenia. Co ważne, wczuwać można się samotnie, lub grupowo (co ma miejsce w wielu zakątkach internetu).
*) Samodecepcja - uwaga, nowe słowo! (nie ma go w Google), od ang. 'self-deception' (Self deception is defined as the act of lying to yourself or of making yourself believe something that isn't really true).
SUBIEKTYWNA KATEGORYZACJA "BITEWNIAKOWCÓW"
Na podstawie powyższego, dość czytelnego podziału bitewniakowego hobby, można zauważyć, że fanem bitewniaków można być w różny sposób*, np.:
zbieram / nie maluję / nie gram / wczuwam się
(zaangażowany kolekcjoner bez zdolności malarskich)
zbieram / maluję / nie gram / wczuwam się
(zaangażowany kolekcjoner)
zbieram / nie maluje / gram / nie wczuwam się
(gracz skupiony tylko na graniu, często powergamer)
zbieram / maluję / gram / nie wczuwam się
(gracz skupiony na graniu, ale także esteta, czasem powergamer)
zbieram / nie maluję / gram / wczuwam się
(zapalony gracz bez zdolności malarskich)
zbieram / maluję / gram / wczuwam się
(zapalony gracz)
nie zbieram / nie maluje / nie gram / wczuwam się
(dawny gracz, którzy sprzedał swoje armie, ale interesuje się co w trawie piszczy)
Jak widać wariantów jest sporo, aż się prosi zacytować Marksa: „Każdy według swych zdolności, każdemu według jego potrzeb” :).
*) "Dłubią" z założenia w mniejszym lub większym stopniu wszyscy.
WCZUWANIE (SIĘ)
Ten aspekt bitewniakowego hobby chciałbym poruszyć, gdyż jak widać powyżej, jednym jest on całkowicie niepotrzebny, a inni nie wyobrażają sobie bez niego tego hobby. Oczywiście można by nakreślić linię podziału między bitewniakowcami, grającymi w gry historyczne, a tymi którzy grają w gry osadzone w wymyślonych realiach. Ale czy ci pierwsi się wczuwają, a ci drudzy nie? Nie - ta linia podziału tego nie dotyczy, rozdziela jedynie źródła historyczne, będące materiałami źródłowymi dla tych pierwszych, od fluffu, będącego biblią* dla tych drugich. Czyli generalnie zagadnienie sprowadza się do tego, że albo jako gracze wczuwamy się w realia historyczne lub fluff bitewniaka, albo nie, przy czym to drugie jest oczywiście pewnym pójściem na łatwiznę, choć może wynikać po prostu z braku potrzeby. Jeśli jednak nie chcemy hobby sprowadzić jedynie do beznamiętnego grania, sięgamy do źródeł. I o ile w przypadku wyimaginowanych światów jesteśmy skazani na pewną pulę fluffu przygotowanego przez producenta, bądź jeśli gra funkcjonuje długo na rynku także opracowanego przez fanów (lepszej lub gorszej jakości) 'funfluffu', to w przypadku gier historycznych źródła historyczne są w zasadzie nieprzebrane.
Osobiście uważam, że w zdecydowanej większości przypadków wybór gry historycznej wiąże się z większym lub mniejszym (ale jednak) zainteresowaniem historią. Oczywiście cześć wyborów opiera się na dostępności graczy w okolicy, dobrej promocji, czy wręcz modzie na coś. To skutkuje być może tym podziałem na wczuwających się i tych jedynie grających, dla których kontekst jest sprawą bardziej lub mniej drugorzędną. Ale sytuacja ta powoduje jedno - w gry historyczne grają ludzie o różnym poziomie wiedzy historycznej oraz różnej percepcji historii. Dlatego tematem ważnym w tym kontekście jest dostęp do materiałów źródłowych o różnym, niekoniecznie naukowym, czy akademickim poziomie.
Osobiście uważam, że w zdecydowanej większości przypadków wybór gry historycznej wiąże się z większym lub mniejszym (ale jednak) zainteresowaniem historią. Oczywiście cześć wyborów opiera się na dostępności graczy w okolicy, dobrej promocji, czy wręcz modzie na coś. To skutkuje być może tym podziałem na wczuwających się i tych jedynie grających, dla których kontekst jest sprawą bardziej lub mniej drugorzędną. Ale sytuacja ta powoduje jedno - w gry historyczne grają ludzie o różnym poziomie wiedzy historycznej oraz różnej percepcji historii. Dlatego tematem ważnym w tym kontekście jest dostęp do materiałów źródłowych o różnym, niekoniecznie naukowym, czy akademickim poziomie.
Podręczniki mimo, że zwykle grube i pięknie wydane, pozostawiają często pewien historyczny niedosyt. Czasem aż się chce wgryźć w szczegóły, a innym razem być może popatrzeć szerzej na zagadnienie, ale z pewnością warto budować swoją świadomość historyczną, bo na tym moim zdaniem polega cały urok tego typu gier.
*) Myślę, że dość trafne porównanie do Bibii, gdyż fluff trzeba traktować jako prawdę objawioną (gorzej gdy dość drastycznie zmienia się w czasie). Nawiasem mówiąc, zawsze podziwiałem fanów WH40K, bo ja tego fluffu po prostu "nie kupuję".
"LEKKIE" MATERIAŁY HISTORYCZNE DO OiM i POTOPU
W "Ogniem i Mieczem" niestety nie gram, ani nawet nie zbieram figurek (choć czuję, że w przyszłości coś z tego będzie), ale śledzę od początku to przedsięwzięcie i mocno kibicuję Wargamerowi. Jestem naprawdę dumny z efektów ich ciężkiej pracy, bo jest to wydawnictwo na poziomie, które wstydu nie przynosi, ale także dlatego, że popularyzuje historię naszego kawałka Europy zarówno w kraju, jak i za granicą.
Niestety czasy jakimi zajmuje się OiM oraz właśnie "rodzący się" na Kickstarterze dodatek pt. "Potop", a także przyszłe dodatki (niepotwierdzone, ale z racji "historyczności" gry dość oczywiste), do łatwych nie należą, jeśli chodzi o warstwę historyczną. Rozważania dotyczące Drugiej Wojny Światowej (kto przeciw komu i dlaczego) to można by rzec: bułka z masłem. Dlatego w kontekście istotnego dla gry historycznej "wczuwania się" chciałbym przedstawić i jednocześnie polecić dwa rodzaje materiałów, które mogę posłużyć za przykład jak lekko można popatrzeć na coś szerzej i jak poznać ciekawe szczegóły.
KSIĄŻKA "KRAKÓW W CZASIE POTOPU 1655-1660"
Z racji zamieszkania w okolicy i pracy w Krakowie, sięgnąłem po tę książkę z czystej ciekawości. Chciałem się coś więcej dowiedzieć o tym jak wyglądał potop szwedzki w moich stronach. Mimo że stara (1976) oraz niewielkiego formatu, zaspokoiła moją ciekawość. Miejscami w sfabularyzowany sposób, opisuje mnóstwo szczegółów zarówno dotyczących obrony Krakowa, jak i samej jego okupacji, a także w pewnym stopniu działania militarne w Małopolsce. Opisuje wiele ciekawostek, jak np. zakaz wyglądania kobiet przez okna, demontaż wszystkich drzwi do kamienic i piwnic, a także krat z okien i złożenie ich na rynku, fałszowanie monet przez Szwedów*, zakaz bicia dzwonów, czy nocowania przejezdnych w mieście i wiele, wiele innych. Mnie osobiście odpowiedział po części** na pytanie, dlaczego Kraków przy Pradze wygląda jak Kopciuszek. Otóż zanim Szwedzi zaczęli oblegać Kraków, przedmieścia zostały spalone, by wróg nie mógł się w nich chować i podchodzić bezpośrednio pod mury, pozostałe murowane domy i kościoły na Stradomiu zostały zburzone przez Szwedów (m. in. przez 200 górników z Wieliczki) po kapitulacji miasta, tak że Kraków wyglądał jak twierdza stojąca w szczerym polu. Fajnie się czyta, dużo lepiej niż podręcznik szkolny :). Polecam, w związku z nowym dodatkiem, fajne wprowadzenie w klimat zmagań ze Szwedami. Do dostania na Allegro za parę złotych oraz pewnie w bibliotekach. Prawa autorskie być może wygasły, to i może jakieś pdfy są w necie.
Niestety czasy jakimi zajmuje się OiM oraz właśnie "rodzący się" na Kickstarterze dodatek pt. "Potop", a także przyszłe dodatki (niepotwierdzone, ale z racji "historyczności" gry dość oczywiste), do łatwych nie należą, jeśli chodzi o warstwę historyczną. Rozważania dotyczące Drugiej Wojny Światowej (kto przeciw komu i dlaczego) to można by rzec: bułka z masłem. Dlatego w kontekście istotnego dla gry historycznej "wczuwania się" chciałbym przedstawić i jednocześnie polecić dwa rodzaje materiałów, które mogę posłużyć za przykład jak lekko można popatrzeć na coś szerzej i jak poznać ciekawe szczegóły.
KSIĄŻKA "KRAKÓW W CZASIE POTOPU 1655-1660"
Z racji zamieszkania w okolicy i pracy w Krakowie, sięgnąłem po tę książkę z czystej ciekawości. Chciałem się coś więcej dowiedzieć o tym jak wyglądał potop szwedzki w moich stronach. Mimo że stara (1976) oraz niewielkiego formatu, zaspokoiła moją ciekawość. Miejscami w sfabularyzowany sposób, opisuje mnóstwo szczegółów zarówno dotyczących obrony Krakowa, jak i samej jego okupacji, a także w pewnym stopniu działania militarne w Małopolsce. Opisuje wiele ciekawostek, jak np. zakaz wyglądania kobiet przez okna, demontaż wszystkich drzwi do kamienic i piwnic, a także krat z okien i złożenie ich na rynku, fałszowanie monet przez Szwedów*, zakaz bicia dzwonów, czy nocowania przejezdnych w mieście i wiele, wiele innych. Mnie osobiście odpowiedział po części** na pytanie, dlaczego Kraków przy Pradze wygląda jak Kopciuszek. Otóż zanim Szwedzi zaczęli oblegać Kraków, przedmieścia zostały spalone, by wróg nie mógł się w nich chować i podchodzić bezpośrednio pod mury, pozostałe murowane domy i kościoły na Stradomiu zostały zburzone przez Szwedów (m. in. przez 200 górników z Wieliczki) po kapitulacji miasta, tak że Kraków wyglądał jak twierdza stojąca w szczerym polu. Fajnie się czyta, dużo lepiej niż podręcznik szkolny :). Polecam, w związku z nowym dodatkiem, fajne wprowadzenie w klimat zmagań ze Szwedami. Do dostania na Allegro za parę złotych oraz pewnie w bibliotekach. Prawa autorskie być może wygasły, to i może jakieś pdfy są w necie.
*) w danych czasach, gdy monety były z kruszcu, fałszowanie polegało na zaniżaniu ich nominalnej wagi.
**) przeniesienie stolicy do Warszawy w oczywisty sposób zahamowało rozwój miasta.
"CYWILIZACJE W OGNIU" - ROZMOWA Z HISTORYKIEM O XVI I XVII WIECZNEJ GEOPOLITYCE EUROPY ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ
Drugi przykład do artykuł opublikowany na łamach magazynu "Polska Zbrojna" nr 7/2014
(podobnie jak w/w książka wydawanego przez Ministerstwo Obrony Narodowej), dostępnego za darmo w internecie. Jest to ciekawa rozmowa z prof. dr. hab. Mirosławem Nagielskim - pracownikiem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego traktująca o sytuacji geopolitycznej Rzeczpospolitej w XVI i XVIIw. To myślę dobry przykład szerszego spojrzenia na zagadnienie, w którym można jednak wychwycić kilka ciekawostek. Fajne wprowadzenie w sytuację w okresie, którym OiM aspiruje się "zaopiekować", zwłaszcza, że chyba pojawiają się w nim wszystkie główne frakcje reprezentowane w grze.
(podobnie jak w/w książka wydawanego przez Ministerstwo Obrony Narodowej), dostępnego za darmo w internecie. Jest to ciekawa rozmowa z prof. dr. hab. Mirosławem Nagielskim - pracownikiem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego traktująca o sytuacji geopolitycznej Rzeczpospolitej w XVI i XVIIw. To myślę dobry przykład szerszego spojrzenia na zagadnienie, w którym można jednak wychwycić kilka ciekawostek. Fajne wprowadzenie w sytuację w okresie, którym OiM aspiruje się "zaopiekować", zwłaszcza, że chyba pojawiają się w nim wszystkie główne frakcje reprezentowane w grze.
PUŁAPKI [dodano 21.08.2014]
Na koniec, chciałbym przywołać przykład książki, którą czytam aktualnie, a która wpadła mi w ręce za 15zł w jakiejś księgarni z tanią książką (generalne lubię czytać i często kupuję na żywo i przez internet). Książka ma ponad 350 stron, twardą okładkę i została wydana przez znane wydawnictwo - Bellonę. Na odwrocie możemy znaleźć krótki jej opis:
Książka Williama Urbana jest próbą przekrojowego opisu losów najemników - żołnierzy zaciężnych w Europie w latach 1550-1789, czyli w okresie pomiędzy końcem mrocznej ery średniowiecza a Wielką Rewolucją Francuską. Autor opisuje, jak zmieniał się profil charakterologiczny najemników oraz sama służba i wyposażenie żołnierzy na przestrzeni dwóch wieków. Najemnik z 1550 roku parał się wojaczką głównie dla pieniędzy. Wiek później typowy najemnik był już zainteresowany przeżyciem przygód, podróżami, poznaniem świata w takim samym stopniu, co wynagrodzeniem. W XVIII wieku większość najemników służyła już w regularnych oddziałach stałych armii. W tym czasie najważniejszymi najemnikami byli profesjonalni oficerowie - inteligencja wśród mas zwykłych żołnierzy. W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej coraz większe znaczenie zaczęły mieć uczucia wspólnoty narodowościowej i armia poborowa.
Cóż, mimo że bardziej interesuje mnie pierwsza połowa okresu, którego dotyczy opracowanie, niż druga, to po tym wstępie oraz pobieżnym przeglądnięciu zawartości, a nawet przeczytaniu kilku krótkich fragmentów, jakaś ciekawość się pojawiła i postanowiłem książkę kupić i przeczytać. Oczywiście nie jestem historykiem, nie mam ugruntowanej wiedzy historycznej, a tym bardziej akurat z tego okresu, ale generalnie jeśli sięgam po książkę, to w dobrej wierze i bez podejrzliwości. Jeśli coś przeczytam i w związku z tym posiądę jakąś wiedzę, to ta wiedza będzie miała swoje źródło w danej pozycji książkowej. Żeby mieć porównanie, trzeba by przeczytać wiele pozycji, analizować je, porównywać. Poniższa recenzja, pochodząca z serwisu lubimyczytać.pl, autorstwa Antoniussa daje pewien pogląd jakie zagrożenia czyhają na czytelników*, którym wydaje się, że sięgają po naukowe opracowanie historyka legitymującego się pracą w amerykańskim szkolnictwie wyższym, autora wielu książek:
(...) tematyka przez nią poruszana jest fascynująca - burzliwe losy wrogich mocarstw wykuwane przez nieznających spokoju awanturników, co podkreślać miał tytuł angielskiego oryginału ,,Bayonets for hire", co powinno zostać przetłumaczone jako ,,Bagnety do wynajęcia". Dlaczego zatem książka nosi tytuł ,,Nowożytni najemnicy"? Dla zasugerowania czytelnikowi że jest opracowaniem naukowym i profesjonalnym. Tak niestety nie jest. Mimo licznych przypisów i bogatej bibliografii, książce ewidentnie brakuje profesjonalnego podejścia. Nie dosyć że wcale nie przedstawia ona problemu, to jeszcze brak w niej jakiejkolwiek konsekwencji - jest połączeniem informacji przepisanych z podręczników do historii nowożytnej, fragmentów biografii znanych najemników i wielu anegdot. Nic więcej. Atutem książki mogłyby być liczne polskie aspekty. Problem w tym, że pan Urban historii Polski zwyczajnie nie zna, przez co w jego relacji zawarte są liczne błędy dużego i małego kalibru. I tak, autor nie dostrzega różnicy pomiędzy składającymi się głównie z Polaków i Litwinów wojskami zaciężnymi, czyli odpowiednikami współczesnych wojsk zawodowych (ten spory błąd dotyczy również opisu armii innych krajów). Notorycznie myli również składającą się niemal wyłącznie z Polaków i Litwinów jazdę kozacką i tatarską (czyli oddziały narodowe walczące na sposób kozacki i tatarski) z Kozakami i Tatarami, przez co dochodzi do absurdalnego wniosku że Jan III Sobieski prowadził na odsiecz Wiednia armię złożoną z Kozaków. Dalej, autor chaotycznie opisał husarię, którą przedstawił jako lekką jazdę, użyteczną głównie podczas zwiadu i potyczek. I faktycznie taka ona była, tyle że nie pod koniec XVII wieku, a ponad sto lat wcześniej... Odwrotny anachronizm pojawia przy omawianiu ustroju Rzeczypospolitej - sprawnie funkcjonujące państwo polsko-litewskie z czasów Zygmunta Augusta i Stefana Batorego w pełni utożsamia z pogrążoną w anarchii Rzeczpospolitą z XVIII wieku. W książce pojawiają się jeszcze gorsze pomyłki - i tak, autor wspomina o utraceniu przez Polskę Kijowa w 1685. Problem w tym że Turcy wtedy nie zdobyli Kijowa, który, nota bene, nie był już wtedy częścią Rzeczypospolitej tylko carskiej Rosji... Na ponury żart z kolei zakrawa określenie zamiłowanej w sarmatyzmie szlachty mianem purytańskiej... Takie błędy pojawiają nie tylko przy opisywaniu wydarzeń z historii Polski. Autor na przykład przedstawia armię turecką, nawet janczarów, jako oddziały korzystające głównie z włóczni i szabel, mało używające broni palnej. Tajemnicą zatem pozostaje, dlaczego np. krótkie rusznice dużego kalibru nazywane były w Polsce ,,janczarkami"? Pewnie była to forma złośliwego żartu. Nie widzę potrzeby w dalszym znęcaniu się nad tym bardzo ambitnym i pracowitym, choć odrobinę niedouczonym, autorem. Czy książkę tą mogę zatem komuś polecić? Tak, zwłaszcza czytelnikom nieznającym historii - jest to dobry i lekki początek, po którym zainteresowani mogą sięgnąć do ambitniejszych pozycji. Również poszukiwacze ciekawostek i anegdot będą podczas lektury wręcz w siódmym niebie. Natomiast czytelnicy szukający konkretnych informacji i naukowego podejścia mogą, a wręcz powinni sobie tą książkę odpuścić. Szkoda czasu na odsiewanie ogromu plew od tak nielicznego ziarna.
Książkę czyta się w sumie dość lekko i przyjemnie (na razie przebrnąłem przez tematykę walk o Inflanty), ale po przeczytaniu tej recenzji siłą rzeczy człowiek nabiera nieufności do każdego zdania, które czyta. Bądź tu człowieku mądry i czytaj książki :/.
*) Oczywiście zakładając, że autor recenzji zna się na rzeczy i wie o czym pisze...
Zachęcam do oceny posta przy pomocy aktualnie testowanego "gwiazdkowego" systemu ratingowego.
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń