2006-01-31

WARZONE [Flashback] - Nikodemus - zwycięzca III Konkursu Malarskiego Wargamera

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-20.

Zdjęcia pochodzą z 2006 roku z naszej starej strony internetowej.

Arch Inquisitor Salvatore Nikodemus   (malował: klimoo, grudzień 2005)

2006-01-30

WARZONE [Flashback] - Zdjęcia figurek ze starej strony

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-19.

Zdjęcia pochodzą z 2006 roku z naszej starej strony internetowej.

High Priestess Amaterasu   (malował: klimoo, marzec 2006)
Mysitc Visionary   (malował: klimoo, listopad 2005, sprzedane)
Assassin   (malował: klimoo, grudzień 2005, sprzedane)
Keeper of the Art / Christos the Repentant  (malował: klimoo, październik 2005, sprzedane)
Cardinal Confessor Dominic   (malował: klimoo, listopad 2005, sprzedane)
Inquisitor Majoris   (malował: klimoo, listopad 2005, sprzedane)
Inquisitor   (malował: klimoo, listopad 2005, sprzedane)
Cults - Acolyte HMG Specialist   (malował: klimoo, listopad 2005, sprzedane)
People's Volunteer Captain   (malował: klimoo, grudzień 2005, dla Pawła "Barry'ego" J.)

2006-01-22

WARZONE [Flashback] - Nieoryginalne wzorniki i żetony - fajne i trwałe

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-13.


Artykuł pochodzący z 2006 roku z naszej starej strony internetowej 
(po korekcie, ale i tak może być trochę nieaktualny)

Brak oryginalnych wzorników to nie problem, łatwo można je znaleźć w sieci w formie pliku pdf. Czy jednak wydrukowane i wycięte zwykłe kartki z drukarki nadają się do gry ? - moim zdaniem nie. Czy oryginalne wzorniki nadają się do gry? - moim zdaniem średnio - są cienkie i mało sztywne. Na pewno wydrukowane wzorniki trzeba jeszcze podkleić tekturą. Ja, oprócz tego, poszedłem krok dalej... 
 
Potrzebne rzeczy:
  • tektura przynajmniej grubości 1mm (ja taką polecam),
  • klej kontaktowy typu butapren,
  • folia samoprzylepna - przezroczysta (np. ORACAL Serie 8300 Transparent - ok. 12,00 PLN za metr kw.) oraz dowolna inna na rewersy - do nabycia w firmach wykonujących szyldy, bannery, etc. - często prowadzą one sprzedaż folii lub grzecznościowo sprzedadzą kawałek,
  • czarny marker do zaczernienia krawędzi wzorników,
  • nóż do tapet, nożyczki oraz jakaś podkładka do cięcia

Wzorniki proponuję wydrukować na grubszym papierze, ale można oczywiście na normalnych kartkach. Przez grubszy papier na pewno nie będzie prześwitywać szara tektura. Po wydrukowaniu wzorników i przygotowaniu odpowiedniej ilości tektury, przystępujemy do klejenia. Klejenie klejami typu butapren polega na posmarowaniu obu klejonych części, odczekaniu paru minut i silnym dociśnięciu klejonych elementów na całej powierzchni. Ważne by klej rozprowadzić dokładnie i równomiernie po, zaznaczonym ołówkiem na tekturze, obrysie wyciętego z nadmiarem wzornika. Lepiej posmarować większą ilością kleju i trochę dłużej odczekać przed złączeniem papieru z tekturą, niż posmarować za mało i mieć potem nieprzyklejone miejsca. Osobiście polecam polski Butapren, Henkel Moment Kraftkleber, mimo że jest popularnym ze względu na firmę, klejem tego samego typu, to jest droższy i po prostu gorszy (bardzo szybko przysycha - nie da się równomiernie rozprowadzić, a powtórne nakładanie go w słabiej posmarowane miejsca tworzy "gluty", klejąc nim trzeba dojść do wprawy). Kleje te należą do śmierdzących i szkodliwych, ważna jest dobra wentylacja. Po przyklejeniu wszystkich wzorników i żetonów, przekładamy arkusze pojedynczymi kartkami papieru (by się nie skleiły ze sobą) i przyciskamy książkami. Najlepiej poczekać do następnego dnia z dalszą pracą, choć nie jest to konieczne.

Po całkowitym wyschnięciu kleju należy wyciąć wzorniki. Proste linie najlepiej wyciąć nożem do tapet, łuki - nożyczkami. By łuki były bardziej regularne można przeszlifować je drobnym papierem ściernym. We wzornikach miotaczy ognia dobrze jest ostry koniec wzornika przyciąć w poprzek, tak by utworzyć jedno milimetrową krawędź prostopadłą do osi wzornika. Ten zabieg sprawi, że nic niepożądanego w tym miejscu nie będzie się działo. By wzorniki wyglądały ładniej, można zaczernić ich krawędzie markerem. Kładziemy wzornik na kartce papieru, dociskamy go i po obwodzie obrysowujemy pisakiem. Czynność należy powtórzyć dla drugiej strony. Ewentualne niezamalowane miejsca poprawiamy "w powietrzu". Czynność ta ryzykowna, gdyż świeży marker, mocno nasączony tuszem, może bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Czarna jest nie tylko krawędź, ale także powierzchnia wzornika - tusz wsiąka intensywnie w papier oraz tekturę i tworzą się jedno-dwu milimetrowe czarne "wżery", wyglądające paskudnie. Trzeba trochę poeksperymentować z markerami znalezionymi w szufladzie i wybrać odpowiedni (nie za "świeży").

Tak przygotowane wzorniki oklejamy folią. Wycinamy odpowiednio duży kawałek folii. Przyklejanie nie jest skomplikowaną czynnością. Kleimy do papieru, więc nie będzie problemu z pęcherzykami powietrza. Trzeba uważać, by zmieścić się wzornikiem w wyciętym kawałku folii. Jak to zrobić ilustrują zdjęcia od 4 do 7. Nadmiar folii obcinamy nożyczkami uważając, by nie obciąć wzornika. Folię proponuję przykleić także z drugiej strony. Usztywni to wzornik, zapobiegnie jego zbytniej falistości i sprawi, że będzie wyglądał estetycznie i będzie miły w dotyku. Kolor według uznania. Można oczywiście użyć bezbarwnej folii, ale nie zamaskuje to szaro-burego brzydkiego koloru tektury. Ponowne obcięcie nadmiaru folii kończy pracę.

Żetony oklejamy folią analogicznie jak wzorniki. Robimy to jednak z dwóch stron i przed wycinaniem. By szybko uporać się z tym zajęciem, proponuję najpierw pociąć nożem arkusz żetonów na paski, a potem nożyczkami docinać kolejne żetony. Ilustruje to zdjęcie nr 8.

Takie wykonanie wzorników i żetonów jest pracochłonne. Uzyskany efekt na pewno rekompensuje poświęcony czas. Folia sprawia, że nie mamy bezpośredniego kontaktu z wydrukiem, wzorniki są bardziej elastyczne niż te wykonane z samej tektury, co zapobiega nieładnym załamaniom na tekturze w przypadku zgięcia i miłe w dotyku. Tak wykonane wzorniki i żetony na pewno długo posłużą. Do przechowywania i transportu wzorników polecam torby foliowe typu ZIP-BAG, żetony lepiej trzyma się w pudełku razem z kostkami.

badjaq
22.01.2006

PS.
Wzorniki służą mi do dziś, okazały się naprawdę trwałe, a z żetonów zrezygnowałem na rzecz szpilek z różnokolorowymi kulkami średnicy 6mm na końcu.
Aktualnie rozważyłbym wykonanie wzorników z białego polistyrenu.

2006-01-20

WARSZTAT [Flashback] - Rozwiercanie luf karabinów

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-16.

Artykuł pochodzący z 2006 roku z naszej starej strony internetowej 
(po korekcie, ale i tak może być trochę nieaktualny)

Czy figurka może wyglądać realniej? - pewnie każdy kiedyś się nad tym zastanawiał. Widziałem ładnie pomalowane figurki, ale zawsze czegoś im brakowało... Nigdy nie widziałem by ktoś rozwiercił lufę karabinu - czemu by nie spróbować? Jak się okazało, wcale nie jest to takie trudne. Nie wiem, czy pomysł jest nowy. Opiszę go, bo moim zdaniem to ciekawy, efektowny i naprawdę prosty sposób na podniesienie walorów estetycznych figurki.
 
Potrzebne rzeczy (poziom podstawowy):
  • wiertarka z elektroniczną regulacją obrotów, np. BOSCH Electronic,
  • wiertła o małych średnicach (1,0 i 2,0 mm),
  • drobny papier ścierny (600, 800 lub najlepiej 1000).
Potrzebne rzeczy (poziom zaawansowany):
  • futerko do wkrętaka akumulatorowego (uchwyt od 0,5 do 6,5 mm),
  • wiertła od 0,5 do 0,9 mm,
Nawiercanie najwygodniej wykonuje się na biurku lub stole. Do wiertarki mocujemy wiertło 1mm. Przy tak małej średnicy należy wykonać tą czynność dokładnie, bo jest to prawdopodobnie najmniejsze wiertło jakie można zamocować w zwykłej wiertarce. Możliwe że dałoby się zamocować wiertło 0,9 lub 0,8, ale nie da się tego przewidzieć. Po zamocowaniu wiertła warto włączyć na chwilę wiertarkę i zobaczyć czy wiertło nie bije z powodu złego zamocowania. Powodem bicia może także być skrzywienie wiertła - takie wiertło do niczego się nie nadaje, gdyż nie będzie możliwe precyzyjne nawiercenie otworu. Kolejnym krokiem jest położenie wiertarki bokiem na stole. Przesuwając wiertarkę przód-tył, ewentualnie lekko kołysząc na boki, trzeba znaleźć stabilną pozycję, by za bardzo się nie trzęsła w czasie wiercenia. Następnie trzeba ułożyć kilka cienkich książek (może być jedna gruba, ale z kilku cienkich łatwiej uzyskać pożądaną wysokość), w taki sposób, by wiertło przesuwane w stabilnej, bocznej pozycji wiertarki, znajdowało się nad książkami ok. 2-6 mm. Zależy to także od konkretnej figurki, najlepiej, jeśli można przyłożyć karabin do książki - wtedy wiertło powinno być zaraz nad książkami. Generalnie chodzi o to, by wiertarka poruszała się stabilnie po stole, a figurka leżała na książkach trzymana ręką oraz tak by lufa i wiertło były w jednej osi. Ilustruje to zdjęcie nr. 3. 

Ustawiamy ograniczenie obrotów do minimum. Wiertarka z płynną regulacją umożliwia pracę na niskich obrotach, a także pracę pulsacyjną, wystarczy króciutkie, płytkie naciśnięcie, by uzyskać obrót, lub dwa. I właśnie początkowa faza wiercenia tak wygląda. Trzeba taką pulsacyjną pracą wiertarki (bez wchodzenia nawet na te minimalne, ustawione ograniczeniem obroty) nawiercić centrycznie otwór. Ważne by na początku się nie spieszyć. Przy nawiercaniu jeszcze możemy skorygować położenie otworu. Gdy wiertło wejdzie już w materiał krawędziami bocznymi to będzie to trudniejsze, ale także możliwe. Nawet gdy okaże się że otwór wyszedł niecentrycznie, to w przypadku niektórych karabinów, zwłaszcza z długim końcem lufy, jak np karabin M-606 (Free Marine z LMG) można doprowadzić do takiej samej grubości ścianki lufy na wylocie, doszlifowując, tam gdzie trzeba, jej zewnętrzną powierzchnię drobnym papierem ściernym. Papier ścierny przyda się także do tego, aby przed nawiercaniem zeszlifować koniec lufy na płasko, gdyż częstą sytuacja w leciwych figurkach jest zaokrąglenie kiedyś ostrych krawędzi. Trzeba papier położyć na stole i przesuwać po nim koniec lufy prostopadle do stołu, aż uzyska się pożądany efekt. Wygodnie tez jest użyć papieru ściernego podklejonego na szerokiej listewce lub deseczce / patyczku od lodów - wtedy nie trzeba kłaść go na stole. Poprawi to końcowy efekt, a także ułatwi nawiercanie, gdyż wiertło nie będzie się ześlizgiwać, po zaokrąglonej krawędzi. Jeśli chodzi o głębokość wiercenia, to w zupełności wystarczają 3-4 mm. Po rozwierceniu lufy polecam użyć wiertła 2mm i obracając nim (ręcznie) ściąć lekko otwór (stępić krawędź otworu). Poprawi to wygląd lufy, nada otworowi "głębi". Ja do tego celu używam wiertła przeznaczonego do mocowania we wkrętaku - wygodnie się nim operuje w rękach. Metal z którego odlewane są figurki jest miękki, wystarczy kilka obrotów, bez zbytniego nacisku osiowego. 

Problemem może być fakt, że w wielu przypadkach wiertło 1mm może okazać za grube. Istnieje wtedy potrzeba użycia wierteł o mniejszej średnicy. W sprzedaży są wiertła o średnicach: 0,5; 0,6; 0,7; 0,8; 0,9 mm. Niestety ich zamocowanie w uchwycie wiertarki jest zwykle problematyczne. Rozwiązaniem tego problemu jest futerko (tak na to się mówi :) ) o zakresie średnic od 0,5 do 6,5 mm, do zamocowania we wkrętaku akumulatorowym. Oczywiście chodzi o to by zamocować je w wiertarce (nie posiadam wkrętaka, bo śruby wkręcam wiertarką, więc nie wiem czy wkrętak nada się do rozwiercania luf, całkiem możliwe że tak). Cena takiego "adaptera" wynosi ok 20 PLN. Nie posiadam go, ale chyba warto w coś takiego się zaopatrzyć. Da to nowe możliwości - często w karabinach są boczne otworki, o małej średnicy, zalane metalem - można to poprawić. Najważniejsze, że umożliwi rozwiercanie małym wiertłami np. luf pistoletów, do których wiertło o średnicy 1mm się nie nadaje. Wadą takiego rozwiązania jest wydłużenie całego układu wiercącego. Lekkie drżenie ręki trzymającej wiertarkę, może skutecznie utrudniać wiercenie otworów o średnicy 0,5 mm (druga ręka trzyma przecież figurkę). Pojawienie się podwójnego mocowania w układzie, może także powodować bicie wiertła. Na zdjęciach poniżej przedstawiam kilka figurek z rozwierconymi lufami broni.

badjaq
20.01.2006


PS.
Aktualnie posiadam wkrętarkę BOSCH GSR 10,8V Li-Ion (rewelacja! - polecam) wraz z futerkiem. Nie próbowałem nią rozwiercać luf, ale pozwala ona bardzo precyzyjnie sterować nawet najmniejszymi obrotami (precyzyjniej niż wiertarka), no i jest mniejsza i lżejsza. Niestety układ z futerkiem do wierteł jest mało sztywny, prawdopodobnie wiertarko-wkrętarka, która takiego futerka nie potrzebuje sprawdziłaby się lepiej, ale nie wiem jakiej najmniejszej średnicy wiertło da się w niej zamocować. Jest jeszcze możliwość spróbowania wierteł do multiszlifierek o średnicy trzpienia 3,2mm, ale tam z kolei najniższe obroty to 3 do 10 tyś. obr. w zależności od producenta szlifierki - trudno powiedzieć, czy da się centrycznie wywiercić otwór w lufie z tą prędkością, może ręczne napunktowanie coś by pomogło...

2006-01-19

MAKIETY [Flashback] - Żwirek do makiety i podstawek

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-17.

Artykuł pochodzący z 2006 roku z naszej starej strony internetowej 
(po korekcie, ale i tak może być trochę nieaktualny)

Przy wykonywaniu makiet, na pewno pojawi się potrzeba użycia żwiru, gdyż piasek bywa po prostu za drobny do niektórych zastosowań. Niestety żwirek, jaki można nabyć, często nie spełnia oczekiwań. Jest za gruby, albo różnice między ziarnami o największej i najmniejszej średnicy są zbyt duże. Pojawia się potrzeba ujednolicenia rozmiaru ziaren. U mnie akurat zaistniałą wtedy, gdy chciałem opracować sobie jakąś dobrą metodę wykańczania podstawek figurek. Chciałem by były trwałe, aby ewentualne transportowanie ich np. na turniej, nie uszkadzało ich. W związku z tym wszelkiego rodzaju posypki modelarskie oraz trawy elektrostatyczne odpadły na starcie. Zwykły piasek jest zbyt drobny, efekt jaki można przy jego pomocy uzyskać jest niezadowalający, zupełnie nie odpowiada skali figurki (28mm). Dlatego potrzebowałem drobnego żwirku. Najdrobniejszy żwir w sklepie zoologicznym nadal był za gruby. Postanowiłem, domowym sposobem, z tym sobie poradzić. Jest to jednak zajęcie czasochłonne, jedno popołudnie raczej nie wystarczy. 

Potrzebne rzeczy:
  • drobny żwir akwarystyczny (do kupienia w sklepie zoologicznym),
  • prostokątne (łatwiej trzymać w ręce) i możliwie sztywne pudełko po margarynie,
  • siatka ścierna do szlifowania gładzi gipsowej o oznaczeniu 150 lub innym w/g potrzeb (do kupienia w sklepie z artykułami budowlanymi), 
  • klej dwuskładnikowy (np. Poxipol),
  • miski i pojemniki odpowiednich rozmiarów.

Żwir kupuje się w worku z grubej folii o pojemności około dwóch litrów. Jest on mokry i zanieczyszczony. Całą zawartość worka należy wsypać do miski i płukać prysznicem aż do usunięcia zanieczyszczeń. Z reguły są to jakieś drobne kawałki roślin, więc zaczynają one unosić się w wodzie. Żwir jest ciężki, mimo że kotłuje się w misce od strumienia wody z prysznica, to opada na dno. Gdy miska napełni się wodą, trzeba ją przechylić by usunąć wodę z pływającymi w niej paprochami. Można też płukać żwir w przechylonej misce, wtedy woda niejako automatycznie wypływa z miski, zabierając z sobą paprochy. Żwir trzeba mieszać dodatkowo ręką, by wszystko co niepożądane uwolniło się spod spodu.

Oczyszczony żwirek jest teraz na pewno bardziej mokry niż po wysypaniu z worka. Nie da się z nim nic robić, dopóki nie wyschnie. Można go wysypać na jakąś dużą tacę lub coś podobnego i równomiernie po niej rozprowadzić. Niestety czas schnięcia wynosiłby tym sposobem parę dni. Dużo szybszym rozwiązaniem jest wysypanie go na blachę z piekarnika. Przed wysypaniem warto wyłożyć ją jedną warstwą folii aluminiowej, bo jednak blacha miewa kontakt z żywnością. Zawartość dwulitrowego worka żwiru nie zmieści się na jedną blachę. Nie wszystkie piekarniki posiadają dwie, więc w takim przypadku suszenie trzeba rozłożyć na dwa razy. Temperatura powinna wynosić w granicach 60-90 stopni. Można ją na jakiś czas jeszcze trochę podnieść w końcowym etapie, w celu zdezynfekowania żwiru. Ma to sens, gdyż żwir zwykle wyławiany jest z rzeki, a wiadomo co w naszych rzekach może pływać. Termoobieg odpada, gdyż podeschły żwir zaczyna latać po piekarniku - istnieje groźba dostania się żwiru w okolicę wentylatora, za tylną ściankę. Nie ma jak potem go stamtąd usunąć i będzie się tłukł przy włączonym termoobiegu lub go uszkodzi. Proponuję górną grzałkę. Co jakiś czas trzeba otworzyć piekarnik, żeby usunąć skondensowaną parę. Dobrze jest uruchomić suszenie wieczorem, po ok. dwóch godzinach grzania i otwierania co jakiś czas na chwilę drzwi w celu wymiany powietrza w środku, można spokojnie zostawić zamknięty i nagrzany (ale wyłączony) piekarnik na noc. Rano żwir powinien być już suchy.

Gdy dysponuje się już oczyszczonym i wysuszonym żwirkiem, można spróbować dostosować go do swoich potrzeb. Ja potrzebowałem uzyskać z niego drobny sort do wykańczania podstawek. Próbowałem przesiewać żwir przez sito przemysłowe z przesiewacza, które daje uziarnienie maks. 1mm, ale efekty były niezadowalające. Uzyskałem bardzo drobną frakcję, porównywalną do grubego piasku. Poza tym uzysk był bardzo niewielki - mało tak drobnych ziaren było w żwirze, który kupiłem. Postanowiłem coś wymyślić. Potrzebowałem czegoś z większymi oczkami. Sitka kuchenne odpadają, bo mają zbyt drobne oczka, poza tym sitko jest do żywności. Wśród wielu moich szpejów znalazłem nową siatkę do szlifowania gładzi gipsowej pozostałą po którymś tam remoncie. Oczka wydały się odpowiednie. Miała oznaczenie 150. Trzeba było tylko zrobić z tego jakieś sitko. Przydatne okazało się pudełko od margaryny. Trzeba wyciąć dno tak, by został zapas na przyklejenie siatki. Dociąć należy także siatkę na wymiar dna. Najodpowiedniejszy do przyklejenia siatki okazał się Poxipol, którego trzeba dość dużo nałożyć na rant od wewnątrz pudełka, tak by po dociśnięciu siatki, wypłynął przez szczeliny i mocno przykleił siatkę, na której będzie przecież nielekki żwirek. Całość najlepiej kleić na jakiejś kartce, gdyż siatkę trzeba dociskać 10 minut, a kleju jest nadmiar i wypływa także w kierunku wyciętego otworu. Dociskać można ręcznie lub położyć coś płaskiego i ciężkiego na siatce, o rozmiarach mniejszych niż otwór o co najmniej 1 cm, żeby się nie przykleiło. Po wyschnięciu kartkę należy oderwać. Sitko jest gotowe do użycia.

Przesiewanie jest zajęciem czasochłonnym i nudnym, najlepiej robić to w okolicach telewizora. Radzę nie napełniać całego sitka, najlepiej wsypać warstwę grubości ok. 1-2 cm. Nasypanie zbyt dużej ilości wcale nie przyspieszy tej czynności, małym ziarnom będzie trudniej dostać się na dno i przejść przez sitko. Uzyska się mniej małej frakcji, a gruba będzie znacznie zanieczyszczona drobnymi ziarnami. Przesiewa się najlepiej od razu do jakiegoś pojemnika, dopóki jeszcze coś leci w rozsądnej ilości. To co zostało w sitku wsypujemy do innego pojemnika. Przesiewać trzeba energicznie, ale na tyle ostrożnie, by grube ziarna z sitka nie wypadły górą do drobnych (przesianych) i nie zniweczyły tak pracochłonnego zajęcia. Wysokie ścianki pudełka po margarynie częściowo przed tym zabezpieczają. Co jakiś czas sitko się zapycha i jego wydajność wyraźnie spada. Trzeba je odwrócić i nad pojemnikiem z przesianym grubym żwirkiem postukać palcem lub przejechać nim po powierzchni sitka by ziarna tkwiące w otworach wypadły. Ważne żeby robić to nad pojemnikiem z już przesianym ziarnem, bo te ziarna mają taką dziwną własność, że zawsze zapychają oczka, a nigdy przez nie nie przejdą. Dodanie ich do nieprzesianego jeszcze żwiru i próba ponownego ich przesiania z nową porcją, potęguje efekt zapychania.

Uzyskany efekt bardzo mnie zadowolił. Otrzymałem dokładnie taką frakcję żwirku, jakiej potrzebowałem. Z jednego worka otrzymałem dwa rodzaje: gruby i drobny. Oczywiście nie trzeba przesiewać całości - wtedy ma się trzy sorty, dwa w miarę jednorodne oraz jeden urozmaicony. Ja przesiałem cały worek i uzyskałem 40% grubego żwiru i 60% drobnego. Efekty przesiewania zależą od tego jaki będzie kupiony żwir. Można mieć na nie wpływ poprzez dobór rozmiaru siatki do szlifowania, użytej jako sitko, a jest jej kilka rodzajów.

badjaq
19.01.2006

2006-01-18

WARSZTAT [Flashback] - Czyszczenie z farby - część II - gdy nitro to za mało...

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-14.

Artykuł pochodzący z 2006 roku z naszej starej strony internetowej 
(po korekcie, ale i tak może być trochę nieaktualny)

UWAGA!!! - Artykuł dotyczy czyszczenia figurek METALOWYCH.

W artykule tym chciałbym przedstawić ciekawy sposób czyszczenia figurek. W zasadzie doczyszczania, bo na pomysł ten wpadłem wtedy, gdy nabywając figurkę z drugiej ręki, trafiłem na jakąś bardzo oporną farbę którą ktoś pokrył Pretoriańskiego Łowcę (#2). Być może był to Tipp-Ex, lecz tego nie jestem pewien. W każdym razie kąpiel w nitro i szczoteczka do zębów nie pomogła - usunęła farbę, ale pozostał paskudny biały nalot. Zerknąłem do narzędzi i w komplecie końcówek do miniszlifierki znalazłem szczotkę z miękkim drutem (bardzo miękkim, prawdopodobnie z mosiądzu) koloru złotego, była też koloru srebrnego, ale na pewno do takich zastosowań byłaby ona za twarda. Oczywiście kolor złoty niczego nie gwarantuje, do normalnych wiertarek szczotki też bywają złote i bynajmniej nie są miękkie, dlatego trzeba się empirycznie przekonać, czy dana szczotka się nadaje. Podstawowym pytaniem jest to, czy taka szczotka nie uszkodzi figurki. Odpowiedź brzmi: nie. Szczotka z odpowiednio miękkimi drutami jest tak delikatna, że można przyłożyć do niej palec i nic się mu nie stanie. Czuje się leciutkie drapanie, ale szczotka nie uszkadza skóry. Oczywiście nie biorę odpowiedzialności za to że jakaś szczotka okaże się za twarda i skórę komuś podrapie... Opisuję tylko swoje doświadczenia.

Po upewnieniu się, że szczotka jest delikatna, ustawiłem obroty gdzieś między minimalnymi, a średnimi i zacząłem czyścić figurki. Najwygodniej czyści się figurkę gdy jest ona zamocowana w imadle. Rewelacyjnie udało mi się usunąć resztki farby ze szczelin i ten paskudny nalot z Pretoriańskiego Łowcy. W sumie wyczyściłem wszystkie figurki, które były wtedy po kąpieli w nitro. Było ich około 15. Niestety właśnie koło tej liczby oscyluje żywotność takiej szczotki. Kształty figurek i mnóstwo zakamarków sprawiają, że szczotka zmuszona jest do pracy w dość trudnych warunkach, druty dość mocno się wyginają i po prostu wylatują ze szczotki. Dla bezpieczeństwa trzeba mieć założone okulary ochronne. Po oczyszczeniu wszystkich figurek szczotka straciła co najmniej połowę drutów, które znajdowały się w promieniu 1,5 metra od imadła. Niektóre wbiły się do bluzy z polaru na sztorc, trochę mnie kłując.

Efekt według mnie jest bardzo dobry, figurki wyglądają nawet lepiej niż z blistra, gdyż miękkie druciki polerują powierzchnię (dobra propozycja dla tych którzy lubią grać niepomalowanymi figurkami - przynajmniej będą im się błyszczeć). Nie stwierdziłem uszkodzeń figurek. Problemem jest szczotka. Miałem ją w zestawie 200 końcówek do miniszlifierki. Kosztował on 40 PLN, a przydatna szczotka była tylko jedna... Oczywiście jest tam też masa różnych innych końcówek. Na Allegro można znaleźć nieduże zestawy, w których znajdują sie cztery "złote" szczotki, prawdopodobnie odpowiednio miękkie do czyszczenia figurek. Niestety sam kolor nie jest tego żadną gwarancją. Cena ok. 16 PLN + wysyłka.

Podczas czyszczenia należy pamiętać o robieniu przerw, gdyż miniszlifierka pracuje z dość dużymi obciążeniami. Podkreślam potrzebę ochrony oczu, gdyż druty potrafią wbić się głęboko w cienki polar. Pomysł ten będzie dla wielu osób po prostu ciekawostką, niektórym odpowie na pytanie: co można zrobić figurce miniszlifierką?... Pozostaje pytanie, czy nie obniży się przyczepność farby do wypolerowanej powierzchni figurki.

badjaq
18.01.2006


PS.
Żadna z wyczyszczonych w ten sposób figurek nie została jeszcze pomalowana (sic!), więc na chwilę obecną nie znam odpowiedzi na ostatnie pytanie.


2006-01-17

WARSZTAT [Flashback] - Czyszczenie z farby - część I - nitro

FLASHBACK - to cykl postów dotyczących wydarzeń sprzed założenia bloga.

Opublikowano na blogu: 2011-12-14.

Artykuł pochodzący z 2006 roku z naszej starej strony internetowej 
(po korekcie, ale i tak może być trochę nieaktualny)

UWAGA!!! - Artykuł dotyczy czyszczenia figurek METALOWYCH.

Chyba każdy, kto miał do czynienia z figurkami, spotkał się z problemem usunięcia z nich farby. Dotyczy to zwłaszcza figurek nabytych z drugiej ręki. Opisowo-obrazkowa instrukcja najpopularniejszej metody usuwania starej farby przyda się zwłaszcza początkującym.
 
Potrzebne rzeczy:
  • rozcieńczalnik do farb nitrocelulozowych, zwany popularnie "nitro", do nabycia w sklepie z farbami (ważne by był to ROZCIEŃCZALNIK, a nie ROZPUSZCZALNIK, który gorzej się sprawdza),
  • słoik z dużą zakrętką (możliwie niegłęboki),
  • duża pęseta do wyciągania figurek ze słoika,
  • zużyta szczoteczka do zębów,
  • folia przez którą trzyma się wyjętą z rozpuszczalnika figurkę, najlepiej grubsza (wtedy się nie rozedrze), by uniknąć kontaktu z rozpuszczalnikiem (polecam foliowe torebki do lodu - są grube i z podwójnej folii, mogą też być woreczki do mrożonek z grubszej folii). Można użyć ewentualnie żółtych gospodarczych rękawic gumowych, jednak przed użyciem trzeba sprawdzić, czy są niewrażliwe na rozcieńczalnik.
Do słoika należy nalać tyle rozcieńczalnika, aby wrzucone figurki były nim całkiem zalane. Wrzucamy same figurki, bez podstawek (plastik nie jest odporny na nitro, podstawki uległyby uszkodzeniu, nie wrzucamy także do nitro plastikowych figurek, ale to zmartwienie tylko fanów Bauhausu i Imperialu). Jeśli podstawka jest przyklejona do figurki klejem typu Kropelka, to jest szansa na oderwanie bez jej uszkodzenia i ponowne wykorzystanie. Ewentualne złamanie podstawki da się czasem naprawić tego typu klejem. Gorzej, gdy figurka jest przyklejona Poxipolem, wtedy raczej na pewno podstawka ulegnie zniszczeniu przy odrywaniu.

Figurki powinny w nitro spędzić trochę czasu - aż farba zacznie odchodzić od metalu i rozmięknie. Można figurki zostawić na kilka godzin lub na noc, nie powinny się rozpłynąć :), aczkolwiek słyszałem, że komuś rozpuściło kapitana huzarów Bauhausu - nie wiem ile w tym prawdy, mi nigdy nic takiego się nie zdarzyło. Rozcieńczalnik nitro należy do bardzo śmierdzących i szkodliwych, wszelkie zalecania dotyczące posługiwania się nim opisane są na etykiecie. O ile nalanie i wrzucenie figurek do słoika trwa krótko, to czyszczenie w pokoju nie jest wskazane. Bardzo ciężko potem wywietrzyć pomieszczenie. Nitro paruje ze słoika oraz z figurki, spływa na folię - po kilku chwilach jest brudno i bardzo śmierdząco, a wdychanie oparów jest szkodliwe. W związku z tym czyszczenie powinno się odbywać na tarasie lub balkonie. Kłopoty pojawiają się w zimie, bo na zewnątrz jest po prostu zimno i się marznie. 

Cała czynność sprowadza się do wyjęcia figurki pęsetą ze słoika, położenia na folii, chwycenia jej palcami przez folię i oczyszczenia dokładnie z każdej strony szczoteczką do zębów. Gdy farba słabo rozmokła, albo jest jakaś oporna lub nitro wyparowało (wyschło) w czasie czyszczenia i farba trzyma się metalu, warto zamoczyć szczoteczkę lub nawet całą figurkę w słoiku . Zamoczenie figurki ma sens zwłaszcza wtedy gdy czyścimy naraz większą ilość figurek, wtedy na folii jest mnóstwo kawałków farby i kolorowej mazi, w związku z tym nie widać czy figurka jest już cała oczyszczona. Folię co jakiś czas można sobie wymienić na nową. Generalnie jeśli czyścimy kilka figurek to wystarczy jeden kawałek foli i nie ubrudzą się przy tym ręce. Przy czyszczeniu kilkunastu ciężko tego uniknąć. Podczas czyszczenia dobrze też mieć woreczek (np. śniadaniowy), by wrzucać do niego oczyszczone figurki i drobne elementy (miecze, ręce etc.). Zawsze trzeba upewnić się sprawdzając pęsetą, albo wstrząsając słoikiem (wtedy słychać), lub popatrzeć od spodu na dno, czy nie został w nim jakiś drobny element. Nawet jeśli sami nie wrzucaliśmy drobnych elementów do słoika, to zawsze mógł jakiś odkleić się od figurki, bo nitro rozmiękcza kleje typu Kropelka. A upewnić się trzeba, bo nitro bezbarwne już nie jest. Pływają w nim kawałki farby, a kolor jest pochodną wszystkich kolorów użytych do malowania oczyszczanych farbek. Kleje typu Kropelka rozmiękczają się dość długo. Czasem konieczne jest trzymanie figurki w słoiku kilka dni (tyczy się to zwłaszcza pojazdów), żeby ją rozkleić na części.

Kolejnym etapem jest udanie się z woreczkiem z oczyszczonymi figurkami w miejsce gdzie mamy bieżącą wodę (łazienka, kuchnia, umywalka w garażu), wrzucamy figurki do miski z mydlinami. Ręce trzeba jak najszybciej doszorować szczotką (tym razem zwykłą) i wodą z mydłem, by się trwale nie zabarwiły. Potem każdą z figurek szczotkujemy zwykłą szczotką i mydłem. W ten sposób możemy doczyścić figurkę z tego co nie udało się szczoteczką do zębów oraz dokładnie usuniemy resztki nitro, co jest konieczne by potem malować figurkę. Jeśli gdzieś w szczelinach została jeszcze farba, to można ją usunąć jakimś ostrym szpikulcem lub dużą igłą. Należy też usunąć zmiękczone resztki Kropelki (jeśli jakieś są). Potem trzeba opłukać figurkę pod ciepłą, bieżącą wodą i odłożyć na jakąś szmatkę, by zająć się kolejną. Bezpiecznie jest także zatkać zlew korkiem, by coś małego przypadkiem tam nie wpadło. 

Oczyszczone i wytarte szmatką figurki dobrze jest włożyć do jakiegoś otwartego pudełka, by wyschły i wywietrzyły się. Jeszcze jakiś czas, mimo szorowania mydłem, będą lekko śmierdzieć. Słoik dobrze zakręcamy, bo nitro można użyć wiele razy, mimo że jest zanieczyszczone. Dobrze jest napisać na nim markerem "NITRO", by móc go potem odnaleźć w szafce z rozpuszczalnikami - zwykle ma się dużo takich słoików... Jeśli chodzi o szczoteczkę, to wiadomo, że nie kupi się jej w sklepie, lecz poszuka zużytej. Jeśli się nie znajdzie to warto popatrzeć na aktualną może nadszedł już jej czas... Z własnych obserwacji wiem, że zdarzają się szczoteczki nie odporne na działanie nitro, wszystko zależy od plastiku. Nie wiem jak zachowują się w nitro szczoteczki z gumowymi dodatkami typu ruchoma główka, bo nie używam takich. Co do słoików, to sprawdzają się takie które mają dużą zakrętkę, ale małe dno - łatwiej wtedy odnaleźć pęsetą małe części. Miłego szorowania.

badjaq
17.01.2006